(rok 2018)
*Brandon*
Lato minęło szybko. Nadszedł
wrzesień, 20 wrzesień, dzień mojego ślubu. Ksiądz z pobliskiej parafii
przyszedł do naszego domu, a raczej do ogrodu, bo tam odbywała się uroczystość.
- Gotowy? - spytała mnie siostra,
ubrana w kremowo-brzoskwiniową sukienkę, schodząc po schodach z małą Esperanzą
w winogronowej* sukience z uroczą koronką u dołu i kokardką na głowie.
- Tak. Gotowy. - przytaknąłem. -
Brennan też. - oznajmiłem, poprawiłem swój czarny garnitur i wszyscy udaliśmy
się przed dom.
Tam czekał Brennan w białym
garniturze z pudrowo-różowej muszce i kwiatkiem w tym samym odcieniu,
znajdującym się w kieszonce z lewej strony marynarki. Jego niesforne loki
seksownie opadały mu na oczy.
Nasze rodziny były ubrane skromnie,
ale elegancko. Eian w czarnych spodniach i białej, zapiętej na 3/4 wysokości
koszuli, trzymał na rękach, podobnie ubranego, małego Matheo, by choć trochę
ulżyć Sav.
Ceremonia się rozpoczęła. Ksiądz
odmówił krótką modlitwę i zapytał:
- Brennan, czy bierzesz sobie
Brandona Jamesa Hudsona za małżonka i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość
małżeńską oraz, że go nie opuścisz aż do śmierci?
- Tak. - odparł bez zastanowienia
Bren.
- Czy Ty Brandonie... - zadał mi
takie samo pytanie, na które z wielką radością odpowiedziałem 'Tak'. - Ogłaszam
Was małżeństwem. Co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela. Możecie się
pocałować. - orzekł, a ja i Breni złączyliśmy usta w czułym pocałunku. Wszyscy
zgromadzeni klaskali.
Byłem przeszczęśliwy. Początkowo
zapierałem się uczuć do niego, a teraz nie potrafię bez niego żyć.
Ksiądz poprosił nas byśmy podpisali
dokumenty, a gdy to zrobiliśmy, poszedł.
- Zapraszam na wesele! - krzyknąłem
i, z ukochanym za rękę, podszedłem do stolika z tortem. Pokroiliśmy go i
rozdaliśmy gościom.
Później wesele trwało do drugiej w
nocy. Oczywiście Savannah z dziećmi poszła spać szybciej. Gdy goście się
rozeszli, ja i Brennan udaliśmy się do naszej sypialni na noc poślubną.
- Kocham Cię Bren… - szepnąłem mu
zmysłowo do ucha.
- A ja Ciebie, Brandon… - pocałował
mnie w czule w usta.
Położyliśmy się na łóżku, a nasze
rzeczy po kolei lądowały na podłodze. Pocałunki stawały się coraz gorętsze,
oddechy coraz szybsze. Kręcone włosy Brena przyklejały mu się od potu do czoła,
przez co wyglądał jeszcze bardziej uroczo.
Mówi się ‘serce nie sługa’ ~ to prawda. Nigdy nie mamy wpływu na to w kim się
zakochamy. Ludzie często potępiają takie związki jak mój i Brennana, jednak ja
się tym nie martwię. Mój znajomy powiedział kiedyś ‘Kochaj kogo kochasz, to bez znaczenia.’, więc kocham Brena całym
sercem i się z tym nie kryję. Przede mną jeszcze wiele długich, zaskakujących
lat życia z nim… Najwspanialszych lat życia.
-----------------------------------------
* jeśli ktoś jest ciekaw, to w kolorze jasnego winogrona
-----------------------------------------
Jak ja kocham ten rozdział. Wzruszam się za każdym razem jak go czytam. Wy też?
Cóż za piękny ślub! "Co Bóg złączył..." Ja też uważam, że mają prawo do miłości. Szkoda tylko, że Lexa nie było.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na next.