piątek, 25 listopada 2016

Rozdział 15

(rok 2017)

*Alex*

Doleciałem samolotem do Ameryki Południowej, a konkretnie do Roseau. Samochodem terenowym, który otrzymałem przy zakupie posesji, dotarłem na swoje ranczo. Wstawiłem bagaże do środka i poszedłem przejść się po okolicy.
- Alex? - usłyszałem za plecami, więc się odwróciłem.
- Jack? Nie wierzę. Tyle czasu to już minęło. Miło Cię widzieć, stary. - wyściskałem go.
- Co tu robisz, Flaggy? Nigdy nie chciałeś mieszkać w Roseau…
- Wiele się zmieniło. Dużo przeszedłem, zdecydowanie za dużo…
- Kobieta?
- Tak. Myślałem, że mnie kocha, a ona zdradziła mnie z bratem kumpla.
- Uuu… To nieciekawie…
- Ale to nie wszystko. Miałem także dość swojej pracy. Gitarzysta w The Heirs, okay. Pracownik zakładu pogrzebowego, bardzo nie. Po prostu nie lubię trupów. A zniknięcie to najlepsze rozwiązanie moich kłopotów, więc jestem. Kupiłem ranczo, zostaję na stałe.
- Fajnie. Znów będziemy spędzać razem czas jak to było w dzieciństwie. – ucieszył się, ale ja wcale nie byłem tego taki pewien. Liczyłem na odrobinę spokoju, samotności...
- Muszę już iść. – rzuciłem, patrząc na zegarek. Chciałem jak najszybciej zamknąć się w swojej posiadłości.
- Szkoda… Ale na pewno się jeszcze spotkamy. – ubrał na głowę kapelusz i ruszył w pole.
Po ponad półgodzinnym spacerze, wróciłem do siebie i rozpakowałem bagaże. Przypomniało mi to o trasie z The Heirs… Ile razy Brennan rozpakowywał się w hotelu, nawet na jedną noc, a my później wrzucaliśmy jego rzeczy jak popadnie, by zdążyć na samolot… Trochę mi za nimi tęskno, ale nie wrócę. To wszystko zaszło już za daleko…

- Alex, śpisz? – Savi szturchała mnie nosem, gdy jednej nocy, spałem u niej.
- Nie, a co? – odparłem, ziewając.
- Głodna jestem. Pizza na kolację to za mało. – mruknęła.
Leniwie zwlokłem się z łóżka i poszedłem do kuchni, by przygotować jej kanapki. W pomieszczeniu zastałem Brandona, który siedział z butelką Tequili i rozpaczał nad swoim losem.
- Wszystko dobrze? – zapytałem.
- Nic nie jest dobrze… Ludzie nie chcą umierać, więc mniej zarabiam… Czasami to wszystko wydaje mi się do bani… - szlochał.
- Nie martw się. Jakoś się ułoży, zobaczysz. – pocieszyłem go.
- A tak właściwie, to co Ty tu robisz?
- Yyy… Nocuję u Sav. Boi się burzy, którą na dziś zapowiadali.
- Aha. To ja idę spać. – wstał i chwiejnym krokiem ruszył do swojej sypialni.

Siedząc na kanapie w ogromnym salonie, słyszałem tylko słowa Brandona 'Wszystko wydaje mi się do bani…'. Miał rację. Miłość jest do bani. Sława jest do bani. Życie jest do bani. Ze złością rzuciłem trzymanym w ręce kieliszkiem o podłogę, a następnie podniosłem jeden z odłamków i przyłożyłem go do nadgarstka.
- To przez Ciebie, Sav Hudson! Za tę głupią miłość! – krzyknąłem i wbiłem sobie szkło.

--------------------------------------
Witajcie serdecznie!
Rikeroholic - nie ładnie tak czytać przedpremierowo przed ramię, bo potem jest 'Nocowałem u Sav. Bałem się jej zakłopotanej twarzy.'.
Mała ciekawostka: Roseau w Ameryce Południowej istnieje naprawdę.
Uwielbiam końcówkę tego rozdziału, a wy?
Jeśli jesteście ciekawi co dalej zapraszam na next za tydzień!
Pozdrowionka :)

piątek, 18 listopada 2016

Rozdział 14

(rok 2017)

*Eian*

Dojechaliśmy na miejsce. Brandon pierwszy wyskoczył z auta i wbiegł do domu, zderzając się w drzwiach z Brennanem.
- Um... Sorry. - rzucił, patrząc Benko prosto w oczy.
- Nie szkodzi. Miło, że taki przystojny chłopak na mnie wpadł. - Bren posłał mu promienny uśmiech. On ewidentnie coś czuje do Hudsona.
- Yyy... Dzięki? - odparł lekko pytająco.
- Może wejdziemy? - zaproponowałem.
- Pewnie. - perkusista wpuścił nas do domu, a sam gdzieś poszedł.
- Brandon? Eian? Co tu robicie? - Savi, wyraźnie zaskoczona poderwała się z kanapy, gdzie obściskiwała się z Tylerem.
- Mamy wiadomość. Od Lexa. - oznajmiłem.
- Jaką wiadomość? - spojrzała na nas zaciekawiona.
- Widziałem się z nim dziś. Przyjechał do LA po resztę swoich ubrań. O osiemnastej miał samolot, leciał tam gdzie kupił ranczo. - Brandon zaczął jej opowiadać o spotkaniu z Flagstadem.
- Powiedziałeś mu, i co? - Savannah wyraźnie się przejęła.
- Powiedział, że nic to nie zmieni, a z jego gestów czy ruchów nic nie szło wywnioskować. - Brandon przytulił siostrę.
- Co? Savannah jest w ciąży? - Tyler dopiero się ocknął.
- No tak. Z Alexem. - potwierdziłem.
- Wiesz co księżniczko? - odwrócił się twarzą do dziewczyny. - Przypomniałem sobie, że mam narzeczoną. Sorry, śliczna. - rzucił beznamiętnie i poszedł do siebie.
- Tylko nie płacz. - przytuliłem Hudson. - Masz nas. Swoich prawdziwych przyjaciół. - pogładziłem jej włosy. - No i jeszcze bliźniaki. Cześć szkraby. Tu wujek Eian. - pogłaskałem ją po brzuszku, a ta uśmiechnęła się lekko.
- Mam nadzieję, że nie piłaś alkoholu od kiedy wiesz? - spytał ją brat.
- Oczywiście, że nie. Nie umiałabym ich skrzywdzić... - dotknęła ręką brzucha. - Są częścią mnie i Alexa...

Tę noc spaliśmy u Brennana w Santa Barbara, a o poranku ruszyliśmy w drogę powrotną. Pędziliśmy 100km/h po leśnej drodze, gdy nagle wyskoczyła sarna.
- Bren uważaj! - Brandon chwycił ręce Benko na kierownicy, a nogą wcisnął hamulec. Udało się.
- Dzięki Brandon. Nie wiem jakby to się skończyło, gdyby nie Ty. Tyle razy tędy jeździłem i nic się nie działo... Dziękuję. - uśmiechnął się serdecznie.
- A może tak ru... - zacząłem, ale nie dokończyłem, bo zobaczyłem jak Brandon i Brennan się całują. Rozumiecie? Oni się całowali! - Ekhem. - odchrząknąłem. - Jedziemy dalej?
- Tak, tak. - Benko odsunął się od Hudsona i odpalił silnik.
Ciekawe, jakie jeszcze niespodzianki czekają mnie jako cześć The Heirs...

piątek, 11 listopada 2016

Rozdział 13

(rok 2017)

*Brandon*

Od zniknięcia Alexa minął już tydzień. Flagstad nie wrócił, a list to jedyna wiadomość od niego.
- Brandon wychodzę! - oznajmiła Savi, która kierowała się do wyjścia ze swoją dużą torebką. - Jadę z Brennanem do Santa Barbara.
- Okay. Za ile będziesz? - spytałem.
- Za trzy dni, w poniedziałek. - odparła i wyszła.
Zostałem w mieszkaniu sam i zacząłem się zastanawiać czy jeszcze coś mogę zrobić w sprawie Alexa. Wybrałem w telefonie numer do niego i zadzwoniłem. Jeden sygnał, drugi...
- Halo. To Ty Brandon? - usłyszałem głos Flaggy'ego .
- Alex! Martwimy się o Ciebie. Gdzie jest mój najlepszy pod słońcem gitarzysta? - zagadnąłem serdecznie.
- Ja? W Los Angeles. Wpadłem po resztę rzeczy. - odpowiedział. - A co? Chcesz się spotkać?
- No pewnie! Mam newsa. - zgodziłem się.
- Dziś o czwartej w XOXO.- rzucił i się rozłączył.
Do spotkania jeszcze sześć godzin. Strasznie się denerwowałem, bo co jeśli się rozmyśli i nie przyjdzie?

Chwilę przez czwartą zjawiłem się na miejscu. Zdjąłem okulary przeciwsłoneczne (późną jesienią słońce jest bliżej ziemi, więc mocniej razi w oczy) i usiadłem przy stoliku. Punktualnie o czwartej w drzwiach XOXO ujrzałem znajome loki. Flagstad podszedł i się do mnie dosiadł. Nałożył swoje ciemne okulary na głowę i uśmiechnął się do mnie głupio.
- Mów jaki to news. Za dwie godziny mam samolot. - zaczął prosto z mostu.
- Dziś rano znalazłem to w pokoju Savi. - wyjąłem z kieszeni zdjęcie USG i podałem Lexowi. - Zobacz. Podobno będziecie mieli bliźniaki. – dodałem.
Alex westchnął cicho. Z wyrazu jego twarzy nic nie umiałem wyczytać.
- To czemu mi tego nie powiedziała? Tylko niepotrzebnego stresu jej narobiłem… - odezwał się po chwili. – Ale teraz to i tak niczego nie zmieni. Mam zarezerwowany lot, kupione ranczo... Przykro mi. - wstał od stolika, z powrotem nasunął okulary na nos i wyszedł.
Zostałem sam, znów. Schowałem zdjęcie USG, dopiłem swoją czekoladę z bitą śmietaną, zapłaciłem i również opuściłem kawiarenkę.

Pod drzwiami mojego domu czekał Eian.
- Stary, gdzieś Ty był? Czekałem pół godziny. Mieliśmy razem obejrzeć mecz ulubionej drużyny Alexa. - zaczął.
- Byłem w XOXO. Z Alexem. - odparłem i wpuściłem Eiana do środka.
- I co? Wróci do nas? - pytał podekscytowany.
- Nie. Kupił ranczo, dziś wylatuje. - odpowiedziałem i nalałem do szklanek soku pomarańczowego, z czego jedną podałem McNeely'emu. Usiadłem obok i kontynuowałem opowiadanie o spotkaniu z Lexem.
- Savi jest w ciąży!? - przerwał mi nagle. - Musimy pilnować by nie piła więcej alkoholu. Wiesz przecież, że ma z tym problem.
- Oho... Musimy jechać do Santa Barbara jeszcze dziś! - podniosłem się z kanapy i zacząłem szukać kluczyków do auta.
- Racja. Z Brenem i Tylerem prędko będzie pijana. - zgodził się ze mną.
Kwadrans później byliśmy już w drodze. Mam tylko nadzieję, że Savka jest trzeźwa, a jeszcze nienarodzonym dzieciom nic nie będzie...

-------------------------
Witajcie serdecznie!

Zgadnijcie kto wczoraj był na koncercie Disco Polo?
Oczywiście, że ja i kochana Rikeroholic. Dzisiejszy rozdział specjalnie dla niej.

W rozdziale padła nazwa restauracji - muszę powiedzieć, że XOXO istnieje naprawdę, zlokalizowane jest w Bydgoszczy i jest jednym z moich i Rikeroholic ulubionych miejsc. A to wszystko dlatego, że barman z wyglądu przypomina Brandona...

Pozdrawiam i zapraszam na next za tydzień <3

piątek, 4 listopada 2016

Rozdział 12

(rok 2017)

*Brennan*

Przyjechaliśmy na działkę pod LA. Savi pierwsza weszła do domu i podniosła ze stołu kartkę. Przeczytała jej treść i odwróciła się do nas z łzami w oczach.
- On nie wróci... Nigdy nie wróci... - zaszlochała,  Brandon od razu ją przytulił.
- Ale jak to? - spytałem.
- Napisał, że mam o nim zapomnieć... Rozumiesz? - spojrzała na mnie.
- Co? Czemu? - dopytywał Eian.
- Bo... Bo... Nie mogę Wam powiedzieć! Nie mogę! - podniosła ton głosu i schowała pod bluzkę kartkę od Lexa.
- Coś mu zrobiłaś, czy co? - Brandon próbował wyciągnąć coś od niej.
- Ja tylko... Raz... - przerywała co chwilę, dobierając słowa, by się nie wydać.
- Co raz? Mów szybko. - ponaglałem ją.
- Całowałam się z twoim bratem, Bren. - wyznała.
- Co? Z Tylerem? Trzymajcie mnie... - upadłem kolanami na podłogę.
- Zrobiłaś coś więcej z nim? - Eian spojrzał jej w oczy, jakby umiał wyczytać z nich prawdę.
- Nie. Nic więcej. Jeszcze. - odparła i zawstydzona spuściła głowę.
- To nic takiego. Może trochę się pofocha i wróci. Nie martw się. Słyszałaś, co mówiła jego siostra. Alex tak ma. - podniosłem się i przytuliłem Savkę.
- Coraz mniej w to wierzę. Może będziemy już wracać? - zmieniła temat.
- Pewnie. Robi się coraz później. - ruszyłem do wyjścia, a oni za mną.

Jechaliśmy Aleją Lipową gdy zaczęło się chmurzyć.
- Ohoho... Zaraz będzie padać. - odezwał się Brandon.
- I będzie burza. Błysło się tam. - Eian pokazał coś za oknem.
Kątem oka zauważyłem, że Savi śpi ze słuchawkami w uszach. Nic nie mówiłem, dodatkowo ściszyłem radio.
Mijały minuty, a wiatr zrywał się coraz mocniejszy. W pewnym momencie nastąpiło oderwanie chmury. Deszcz padał obfity, widoczność była ograniczona. Zatrzymałem auto przed przejazdem kolejowym zbyt gwałtownie, aż Savannah otworzyła oczy i rozejrzała się zdezorientowana.
- Ale ulewa... - westchnęła, patrząc przez okno.
- Pada w rytm 'Taken'. - powiedziałem, bo akurat przyszło mi to na myśl.
W tym momencie zapory się uniosły i ruszyliśmy. Kawałek dalej było rondo. Oczywiście musieliśmy zjechać nie tym zjazdem. Wjechałem po płaskiej powierzchni przy brzegu ulicy, aby zawrócić i gdy prawie mi się udało wpadłem w dziurę. Przeklnąłem pod nosem i dodałem gazu by wrócić na jezdnię. Jak na złość woda z kałuży rozbryzła się do góry, że widoczność była jeszcze gorsza.
- Alex by się przydał... - mruknęła Savka, kuląc się przy oknie.
Wyjechaliśmy na drogę i ruszyliśmy dalej.
'Puk, stuk, stuk, puk...'
- Też to słyszysz Brandon? - spytałem chłopaka.
- Yhy. Zejdź na najbliższą stację benzynową. - zarządził, więc szybko zmieniłem pas ruchu i skręciłem w prawo.
Zatrzymałem się na boku i wysiadłem z auta. Obszedłem je dookoła i nic. Zajrzałem pod nie ~ pęknięta oś łącząca koła. Zadzwoniłem do swojego mechanika, który stwierdził, że to nic takiego.
- Jedziemy. Zobaczę to jutro u innego mechanika. Ten to ciota. - wsiadłem za kierownicę.

Po chwili ruszyliśmy dalej. Warunki na drodze się poprawiły, więc jakoś dokulaliśmy się pod dom Hudsonów. Jestem wdzięczny Panu, że dojechaliśmy cali i zdrowi, a najważniejsze, że żyjemy.

------------------------------------
Witajcie serdecznie!
Dzisiaj rozdział oparty na prawdziwych wydarzeniach.
Aleja Lipowa istnieje naprawdę i zlokalizowana jest w Borach Tucholskich (Polska).
A o to i zdjęcie na dowód:
Pozdrowionka i do napisania <3