piątek, 26 sierpnia 2016

Rozdział 2

(rok 2017)
*Savannah*

Siedziałam w biurze i segregowałam dokumenty, gdy wrócili chłopacy.
- Gdzie jest Alex? - zapytałam, a mój brat podrapał się po głowie.
- No właśnie, Brandon gdzie zgubiłeś Flaggy'ego? - Brennan spojrzał się na niego i oparł dłonie na biodrach.
- Przecież szedł za nami... Nie mógł od tak zniknąć... - odezwał się Eian i usiadł na krześle przy biurku, a następnie upił łyk herbaty z mojego kubka.
- A widzisz go tutaj? - spytałam, wyraźnie już zła.
- No, nie widzę... - McNeely rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Musimy iść go szukać. Na zewnątrz nie jest zbyt ciepło, a zmierzch zapada coraz szybciej. - wstałam od biurka i ubrałam płaszczyk oraz szalik.
- Savi ma rację. Chodźcie chłopcy. - Brandon delikatnie mnie objął i opuściliśmy nasz zakład pogrzebowy. - Ja i Bren pójdziemy w lewo, a wy idźcie w prawo. - zarządził mój brat.
- Zgoda. - przytaknęłam i chwyciłam się Eiana pod ramię.
Rozeszliśmy się i zaczęliśmy poszukiwania.
- Alex! Alex, gdzie jesteś!? Alex, no! - wolałam.
- Flagstad nie mógł daleko odejść. - McNeely próbował mnie uspokoić. - Znajdzie się.
- Mam taką nadzieję... - westchnęłam. - Może weźmiemy po kebabie? - wskazałam na budkę z fast foodami.
- Okay. W sumie to jestem już głodny. - zgodził się, więc podeszłam do okienka i zamówiłam dwa kebaby na wynos.

Wieczorem spotkaliśmy się u mnie i Brandona w domu.
- Ani śladu Flaggy'ego. - oznajmiłam przy kolacji.
- U nas też. - dodał Brennan.
- To gdzie on do cholery jest? - zapytał Eian. - No chyba nie zniknął w jakiś magiczny sposób? Takie rzeczy to w bajkach, a nie tu.
- Może wrócił od razu do siebie? - zaproponował Brandon.
- A próbował ktoś się z nim skontaktować? - Benko dopiero nas uświadomił, że przecież możemy zadzwonić na komórkę Alexa.
- No nie, ale teraz to zrobię. - wyjęłam telefon i wybrałam numer do chłopaka.

piątek, 19 sierpnia 2016

Rozdział 1

(rok 2017)

*Brandon*

Był chłodny październikowy dzień. Starsza pani wynajęła nas na pogrzeb swojego męża.
Jeśli się zastanawiacie dlaczego to już wyjaśniam... Od jakiegoś czasu prowadzimy zakład pogrzebowy. Savannah, moja siostra, zajmuje się rezerwacjami i rachunkami, czyli papierkową robotą. Ja, Brennan, Eian i Alex jesteśmy natomiast od karawanu, trumny i pochówku, a czasami różańca.
Ale wracając do teraźniejszości... Nasza czwórka jak zwykle udała się karawanem na cmentarz pod kostnicę. Brennan zaparkował z boku budynku i weszliśmy do środka. Dziś tylko urna i zdjęcie z czarną wstążką. Stanęliśmy pod ścianą i czekaliśmy w ciszy do godziny 11. Wtedy Alex wyszedł na środek ze swoim różańcem od pierwszej komunii i rozpoczął modlitwę. Gdy skończył, Eian,  siedzący przy organach, zagrał jakąś smętną piosenkę, aż kilka babć się rozpłakało. Po dwóch utworach przyszedł ksiądz i odprawił krótkie nabożeństwo, a następnie opuściliśmy kostnicę. Wstawiłem urnę oraz zdjęcie do karawanu i gdy całą czwórką byliśmy w nim, ruszyliśmy, puszczając kolejne pogrzebowe pieśni. Na miejscu był jeszcze krótki obrządek i Alex mógł włożyć urnę do wykopanego dołu, a następnie razem z nami odebrać wiązanki od bliskich i je poukładać.
Około 13 wsiedliśmy z powrotem do karawanu i skierowaliśmy się do zakładu, gdzie czekała już Sav. Gdy zauważyła, że wysiadło nad tylko trzech, zapytała: 'Gdzie jest Alex?'.

----------------------------------
Witajcie serdecznie!
Pierwszy rozdział za nami. Mam nadzieję, że historia z The Heirs i firmą pogrzebową Wam się spodoba i zostaniecie na dłużej :)
Drugą, krótszą wersję tej historii, wysłałam mojej polonistce i bardzo się jej spodobała. Jeśli chcecie ją przeczytać - zapraszam do zakładki 'Gdzie jest Alex? - OS'.
Pozdrowionka i do napisania <3