piątek, 30 grudnia 2016

Rozdział 20

(rok 2018)

*Savannah*

Nadszedł czerwiec. Była pierwsza noc tego lata.
- Brandon! To już! - zawołałam brata. Po dziewięciu miesiącach w końcu nadszedł ten dzień.
- Już Savi! Dzwonię po chłopaków i jedziemy! - oznajmił i po chwili już byliśmy w drodze.
- Au! Ale boli! - krzyczałam i jęczałam.
- Wytrzymaj jeszcze trochę. Zaraz będziemy na miejscu. - uspokajał mnie Eian.
- Łatwo Ci mówić. To nie Ty jesteś Sav. - zgasił go Brennan.

Dojechaliśmy to szpitala. Pielęgniarki się mną zajęły, a chłopacy zostali na korytarzu i czekali. Męczyłam się długo, ale czego się spodziewałam przy dwójce dzieci.
- Gratulacje. Ma pani zdrową córeczkę i zdrowego synka. - lekarz podał mi oba maleństwa, które od razu przytuliłam.
- Witajcie aniołki. Jestem waszą mamą. - szepnęłam i ucałowałam ich główki.

Jakiś czas później, nawet nie wiem ile, leżałam na sali poporodowej, tuląc swoje skarby.
- Cześć siostra. Jak się czujesz? - Brandon wszedł do sali i usiadł na krześle obok.
- Dobrze. Od tak długiego czasu, w końcu jestem szczęśliwa. - odparłam.
- Brennan i Eian także chcą przyjść. Zawołać ich?
- Pewnie. Są prawie jak rodzina.
Po chwili w pomieszczeniu pojawili się Benko i McNeely.
- I jak tam nasza nowa mama? - rzucił ze śmiechem Bren i oparł się rękoma o krzesło mojego brata.
- Cudownie. Zobacz jakie są podobne do ojca... - wzrokiem wskazałam na śpiące w w moich ramionach rodzeństwo.
- Istny Flaggy. Szkoda, że ten wariat już ich nie zobaczy... - odezwał się Eian. - Ale ma przynajmniej trzech fajnych wujków.
- I ile cioć... Sierrah, Rynnah... - zaczęłam wyliczać.
- Ale ma fajnie. Będzie dostawać duuuużo prezentów na święta. - ekscytował się Bren.
- Zmieniając temat... Zastanawiałaś się jakie dasz im imiona, czyje nazwisko...? - zaproponował McNeely.
- Myślałam. Nazwisko Hudson, bo on pewnie się do nich nie przyzna. A imiona... Dla córeczki Esperanza, a dla synka Matheo. Pięknie nie?
- Rzeczywiście. Piękne imiona dla pięknych dzieci. - Eian posłał mi szczery uśmiech.
Cieszę się, że mam takich przyjaciół...

--------------------------------
Jutro Sylwester... Macie jakieś plany?
Z racji, że to ostatni rozdział w tym roku, chciałabym życzyć wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku! Niech ten 2017 rok będzie jeszcze lepszy, a wena dopisuje ;)

piątek, 23 grudnia 2016

Rozdział 19

(rok 2018)

*Brennan*

Miesiąc później otworzyliśmy klub. Ja byłem barmanem, Brandon DJ-em, Eian i Sav zajmowali się biletami oraz papierkową robotą.
- Kochanie, odbierzesz przesyłkę z alkoholem od kuriera? - spytałem Hudsona.
- Pewnie, skarbie. - ciemnowłosy pocałował mnie w usta. - Opłacona?
- Nie. Zapłacisz, jak sprawdzisz zawartość. - poinstruowałem go.
- Okay. A Ty gdzie idziesz?
- Mam coś do załatwienia na mieście... Niebawem wrócę. - opuściłem klub i pojechałem do jubilera. Postanowiłem, że oświadczę się ukochanemu.

Tego wieczora jak zwykle stałem za barem. Ruch był spory, bo to otwarcie. Ledwo nadążaliśmy z zamówieniami. Jedyny Brandon miał luz, bo zapodawał hity wiosny.
- Eian, zastąpisz mnie przez chwilkę? - spytałem McNeely'ego, który od razu się zgodził.
Podszedłem do Hudsona i zdjąłem mu z uszu słuchawki.
- O co chodzi? - był zdezorientowany.
- Chcę coś powiedzieć. - wytłumaczyłem mu i wyciszyłem muzykę. - Proszę wszystkich tu zebranych o uwagę. Chciałbym na waszych oczach zapytać kogoś dla mnie ważnego czy... - spojrzałem ukochanemu prosto w oczy. - Czy... Zostanie mój na zawsze. - klęknąłem na jedno kolano. -  Brandon, chcę spędzić z Tobą resztę życia. A Ty ze mną? - otworzyłem pudełeczko z pierścionkiem.
- Bren, oczywiście, że chcę. Kocham Cię! - wyciągnął rękę, bym nałożył na jego palec pierścionek, a zgromadzeni ludzie zaczęli klaskać.
Gdy wstałem, rzucił mi się na szyję i czule pocałował. Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy.

Po pracy pojechaliśmy do niego i, w ukryciu przed Sav, otworzyliśmy szampana. Wypiliśmy po lampce i poszliśmy do jego sypialni. Położyliśmy się na łóżku i zaczęliśmy się rozbierać. Gorące pocałunki, romantyczne słowa... Najlepsza noc w życiu...

------------------------------
OMG, jeden z moich ulubionych rozdziałów w moje imieniny. A ten co przypadnie pierwszy w Nowym Roku to już w ogóle kocham.
Buziaczki :* i do napisania.
Wiki R5er

piątek, 16 grudnia 2016

Rozdział 18

(rok 2018)
*Brandon*

Zakład upadł dwa dni temu. Byliśmy w biurze i pakowaliśmy rzeczy do pudeł.
- Dużo tego... - stwierdziła Savannah i usiadła na obrotowe krzesło, by przejrzeć dokumentację. - No proszę, nawet mam tu umowę Lexa, gdy dołączył do The Heirs... - rzuciła z uśmiechem, lecz po chwili znów posmutniała.
Od kiedy Flagstad zniknął jest z nią coraz gorzej. Mało je, mało śpi, dużo się zadręcza... A będąc w ciąży nie jest to wskazane.
- Słuchajcie, a tą drukarkę też zabieramy? - spytał Eian, wskazując na sprzęt okazałych gabarytów.
- Tak. To od Brena z domu. - odparłem, więc McNeely i Benko wynieśli sprzęt do auta.
- Ooo... Kolejny list od Alexa! - Savi wyjęła, spomiędzy rachunków, zmiętą kartkę. - Popatrz. - pokazała mi ją.

'Drodzy kumple z The Heirs,
Wiedziałem, że po moim zniknięciu przeczytacie mój pamiętnik. Wiedziałem też, że wykonacie mój plan. Przepraszam, jeśli zrujnowało to firmę, której tak szczerze nienawidziłem. Może dlatego, że nie lubię zmarłych, a być może z innego powodu...
Tak czy inaczej, odszedłem i jestem na 99% pewien, że nie wrócę. I nie chodzi tu już tylko i wyłącznie o zdradę czy pracę. Tu chodzi o mnie, ale nie będę się o tym rozpisywał, bo nie o to mi chodzi.
Zapamiętajcie jedną radę na przyszłość ~ bądźcie sobą i bądźcie szczęśliwi.
Alex Flagstad'

- Czyli to, że się zabił jest bardziej prawdopodobne niż myśleliśmy... Flaggy ma nierówno pod czaszką, ale cóż. Nie mamy wpływu na to czy ktoś nas zrani i zawiedzie, ale mamy wpływ na to kto to zrobi... - powiedziałem coś na styl 'Gwiazd Naszych Wina', również Johna Greena.
- Mądre to. - Sav wstała od biurka i włożyła kartkę do swojej torebki. - Pomożesz mi z segregatorami? Są ciężkie, a ja nie mogę dźwigać... - spojrzała na mnie  błagalnym wzrokiem.
- Pewnie siostra. - podniosłem z ziemi pudła i zaniosłem do samochodu Brennana.
A co do niego... Od tamtego dnia jesteśmy razem. Z początku ciężko nam było się przyzwyczaić, a tym bardziej przyznać do związku, ale teraz już jest wspaniale. Rodziny zaakceptowały naszą odmienność.
- Możemy jechać. - Savi z pudełkiem z naszymi kubkami, także przyszła do auta.
Wsiedliśmy do pojazdu i ruszyliśmy. Od teraz trzeba będzie zarabiać w inny sposób...

piątek, 9 grudnia 2016

Rozdział 17

(rok 2018)

*Savannah*

Poranek jak zwykle. Prysznic, śniadanie i do pracy. Tym razem wybrałam się z chłopakami karawanem, gdyż nie był to zwykły pogrzeb. Był to pogrzeb w stylu Alexa.
- Na pewno wszystko gotowe? - spytałam ich, gdy zmierzaliśmy do kostnicy.
- Tak. Wszystko gotowe zgodnie z planem.

Punktualnie o 11 zaczęła się uroczystość. Brandon odmówił różaniec, Eian zagrał jeden utwór na organach, ksiądz odprawił nabożeństwo, a ja zrobiłam zdjęcia. Dopiero, gdy Bren zamknął trumnę zorientowałam się do czego doprowadziłam. Na trumnie Murzyna kazałam przybić kiść bananów. Nie zdążyłam powstrzymać chłopaków, bo włączyli wcześniej przygotowaną muzykę. O kurdę...

Gdy wszystko dobiegło końca, podeszła do mnie matka tego Murzyna. Była oburzona. Wykrzyczała mi prosto w twarz, że zrówna nasz zakład z ziemią i tego typu.
Zniszczyłam wszystko. Najpierw Alex odszedł z mojej winy, teraz zakład upadł przez moją głupotę... Gdyby nie fakt, że jestem w ciąży, już dawno odebrałabym sobie życie jak Lex...

piątek, 2 grudnia 2016

Rozdział 16

(rok 2018)

*Eian*

Dni mijały, brzuszek Savannah rósł, a nasz zakład jakoś funkcjonował.
- Słuchajcie, znalazłam to w pamiętniku Alexa, który dała nam Hannah. - oznajmiła nam Savi, gdy siedzieliśmy w pracy, jednego lutowego dnia. - Flaggy wpadł kiedyś na pewien pomysł. Powiem tyle, kiść bananów na trumnie.
- Nie sądzisz, że to zbyt ryzykowne? - spytał Bren.
- Nie. To dobry pomysł. A z resztą, czego się nie zrobi dla dawnego kumpla... - upierała się przy swoim.
- W sumie Sav ma rację. Alex prawdopodobnie się powiesił na różańcu, a jego brat zginął tego samego dnia w wypadku. A ten cały Jack, który wtedy przyjechał... Wydaję mi się podejrzany. Mówi, że Alex nie żyje, a odbiera od niego SMS-y... - zacząłem się zastanawiać.
- Numer upamiętniający Alexa... Coś a'la z książki Johna Greena 'Szukając Alaski'. - Brandon podłapał klimat.
- Przy następnym pochówku to wykonamy. - zdecydowała i wróciła do płacenia rachunków przez internet.

Jeszcze tego samego tygodnia przyjechał do nas Jack.
- Kolejny kumpel mi umarł. - oznajmił od wejścia. Ten gość to ma pecha.
- Podaj nam dane i zapłać, a my się wszystkim zajmiemy. - poinstruowałem go.
Chłopak posłusznie podał dane kolegi, które Savannah wklepała do systemu. Jack uiścił opłatę i poszedł. Jutro będzie wielki dzień...

Tego południa w domu Hudsonów ustaliliśmy szczegóły. Brandon kupił bananany, Sav przewiązała je czarną wstążką, ja przybiłem je do trumny w miarę możliwości. Bren dobrał jakieś egzotyczne nuty, zamiast tych wszystkich smętów. Późnym wieczorem położyliśmy się spać, by rano upamiętnić Flagstada...

-------------------------------
O Boże! Jak ja kocham ten pomysł z kiścią bananów - długi czas nie mogłyśmy przestać się z tego śmiać z Rikeroholic, a gdy na to wpadłyśmy to była noc.
Ciekawi co dalej? Next już za tydzień.
Buziaczki :*