piątek, 20 stycznia 2017

Rozdział 23

(rok 2025)

*Savannah*

Typowy październikowy poranek ~ temperatura około 10°C, pochmurno. Leniwie wstałam z łóżka i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Następnie udałam się do kuchni, by przygotować śniadanie dla siebie i dzieci. Stałam przy kuchennym blacie i kroiłam pomidora, gdy w radiu puścili znajomy mi utwór, ulubioną piosenkę Alexa. Od razu powróciły do mnie wspomnienia z nim związane…

Byłam u Alexa w Chicago, szykowałam romantyczną kolację. Jego rodzina wybyła do opery, więc mieliśmy dom tylko dla siebie. Ukochany podszedł do mnie od tyłu i ucałował w szyję.
- I jak Ci idzie, kochanie? – spytał i wziął prosto sprzed noża kawałek pomidora przeznaczonego do sałatki.
- Dobrze. Prawię kończę. – odłożyłam ostre narzędzie na bok. – Nie podjadaj tylko… - chwyciłam jego dłoń, gdy chciał podnieść kolejny kawałek warzywa.
- Okay, okay… - mruknął pod nosem.
- Grzeczny Lexik. – odwróciłam się twarzą do niego i pogłaskałam po głowie.
Nasz związek trwał wtedy już równe pół roku. Ukrywaliśmy to przed rodziną, znajomymi… Ukrywaliśmy przed całym światem. Ja byłam samolubna i chciałam mieć go tylko dla siebie. On był taki sam.
- I już. – oznajmiłam z radością i postawiłam miskę z sałatką na stole.

Po posiłku poszliśmy do łazienki wziąć wspólną kąpiel, a następnie położyliśmy się w jego łóżku, gdzie kochaliśmy się przez całą długą noc...

Zjadłam śniadanie w towarzystwie dzieci, brata, Brena i Eiana.
- Pozmywacie? – spytałam McNeely’ego, wstając od stołu.
- Pewnie Savi. Wiemy, że chcesz mieć to jak najszybciej za sobą. – odparł i zniósł naczynia ze stołu.
Ubrałam dzieci odpowiednio do pogody i autem Eiana wybrałam się na cmentarz. Trochę mi zajęło odnalezienie nagrobka z widniejącym napisem ‘Flagstad’ i datą śmierci. Gdy mi się udało, zatrzymałam się i zapaliłam znicza. Odwróciłam się do Esperanzy i Matheo.
- Chyba nadszedł ten dzień, w którym poznacie prawdę o ojcu… - zaczęłam.
Początek był spokojny, łatwy do przekazania, ale wydarzenia sprzed sześciu lat… Przy nich całe strugi łez spłynęły po mojej twarzy. Doszłam już prawie do końca, kiedy usłyszałam swoje imię za plecami.
- Savannah! – wysoki brunet zdjął okulary przeciwsłoneczne i podszedł bliżej. Dopiero rozpoznałam, że to on.
- Alex! – rzuciłam się chłopakowi na szyję i czule pocałowałam. – Myślałam, że nie żyjesz…
- Jak widać ja żyję, a Ty opłakujesz mojego brata. – odsunął na bok wazon z kwiatami, który przysłaniał pół tablicy.
- Um, sorry. To wszystko przez te zbyt silne emocje. – uśmiechnęłam się do niego przepraszająco. – A teraz obiecaj, że więcej mi tak nie znikniesz…
- Obiecuję. – przyrzekł i spojrzał w kierunku dzieci. – Moje? – spytał, a ja tylko przytaknęłam. Byłam zbyt zszokowana, by coś powiedzieć.
Flaggy podszedł do Esperanzy i Matheo i dokończył opowiadaną przeze mnie historię w bajkowy sposób.

1 komentarz:

  1. Brzmi jak wielki wielki finał!
    Ale ja mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec i dowiemy się czemu Flaggy zniknął na 6 długich lat...
    Pozdrawiam i czekam na next.

    OdpowiedzUsuń